Wystarczy jedno spojrzenie prosto w oczy, by wszystkie normy społeczne poszły w las – i by zastąpiła je bezsensowna chęć mordu. Jeśli zostaniesz zarażony, nie będziesz miał szans. Każdy, kto spojrzy Ci w oczy, poczuje nienawiść od pierwszego wejrzenia. Dalej będzie tylko gorzej. Dokładnie to spotyka tytułowego bohatera
"Vincent musi umrzeć". Vincent to chodzący synonim przeciętnego milenialsa – pracuje w korpo, chodzi na randki z Tindera, mieszka w kawalerce. Pewnego dnia zostaje jednak zaatakowany przez stażystę z pracy. Nazajutrz kolega wbija mu widelec w rękę. Po zajściach żaden z nich nie jest w stanie wytłumaczyć, co nim kierowało. Vincent po prostu musi umrzeć – choć nikt nie wie, dlaczego.
W swoim pełnometrażowym debiucie, których wchodzi na ekrany już 23 lutego, francuski reżyser i pisarz
Stéphan Castang miesza gatunki ze swadą godną
Quentina Tarantino.
"Vincent musi umrzeć" to po części mroczny thriller, horror spod znaku francuskiej ekstremy, smoliście czarna komedia i satyra społeczna przywołująca na myśl "
Dream Scenario" z
Nicolasem Cage’em. To jednak przede wszystkim opowieść o przemocy w naszym codziennym życiu – o cichym przyzwoleniu na nią, o jej pragnieniu i o tym, jak trudno pozbyć się pierwotnych instynktów.
Dzięki temu
"Vincent musi umrzeć" to pierwszy w historii kina thriller, w którym to my – widzowie – stajemy się czarnymi charakterami. Mimo że nikt nas nie pytał o zgodę.
Mroczny i przewrotnie zabawny debiut
Stéphana Castanga zachwycił już widzów na festiwalu w Cannes, był nominowany do Europejskich Nagród Filmowych, a 23 lutego powalczy o Cezara (czyli francuskiego Oscara) w kategorii "najlepszy debiut".
Polscy widzowie będą mogli zobaczyć "Vincenta..." już od 23 lutego w kinach sieci Cinema City i najlepszych kinach studyjnych w całej Polsce!